Post by wolek on Dec 23, 2007 9:17:12 GMT 1
Z Wisielcem
Na moim terenie zaczęli kręcić się zieloni. Nie było by w tym nic złego gdyby nie to że nie byli jaszczuroludźmi. Nędzne Orki jak zwykle szukają zaczepki. Pomyślałem sobie że można ich stłuc. Plan był taki żeby wystrzelać kilku i dobić w walce. Wszystko szło dobrze spadł jeden Ork i dwa gobliny a potem strzały mojej dzielnej ferajny trafiały nie w to co powinny. Więc ruszyliśmy do walki. Widziałem jak moi towarzysze umierali, a potem ujrzałem przed sobą wielką zieloną kupę mięcha która powiedziała do mnie: „I’m Da Big Boss”. Następnie swym mieczem rozciął mi bok po czym upadłem, gdy chciałem się podnieść dostałem z pałki od goblina i straciłem przytomność.
Gdy Robin upadł wstąpiła w nas furia rzuciliśmy się z podwojoną siłą na przeciwnika kładąc na łopatki kilku z nich. Lecz banda zielonych półgłówków zrobiła to samo i gdy zostałem z trzema kumplami zarządziłem odwrót.
Z Radkiem
Gdy się obudziłem w naszej kryjówce ujrzałem że wielu z moich towarzyszy nie przeżyło bitwy z zielonymi. Sam byłem nieźle poobijany i miałem wielką bliznę na boku. Aby moja ferajna odzyskała dawną liczebność potrzebowałem złota. Miałem go tylko trochę ale miałem też sojusznika Władimira von Dominikowa. Udałem się do niego. Gdy wszedłem do jego komnaty ujrzałem że zyskał jakiegoś nowego sługę był to mały chłopiec który podobną sam zaoferował mu swoje usługi. Powiedziałem że ja teraz potrzebuje złota i jako mój sojusznik powinien mnie wspomóc. Otrzymałem złoto i wyszedłem ale to było dalej za mało. Pomyślałem że może uda mi się zrobić jakiś interes z tymi Siostrami Sigmara.
Gdy udałem się do przełożonej Sióstr w celu zrobienia interesu. Zostałem uhonorowany możliwością audiencji u ich Mistrzyni. Wysunołem zapytanie czy nie zakon nie wspomógł by mnie pożyczką z procentem. Powiedziałem że oba gangi nic do siebie nie mają więc nikt na tym nie straci. Odziwo otrzymałem złoto ale miałem szybko opuścić ich teren.
Teraz gdy moja ferajna była gotowa mogłem ruszyć do walki. Na cel obrałem sobie jakiś nędznym rycerzyków tej żałosnej Marienburg. Gdy się tam zjawiłem oczywiście oni były okopani w budynku. Co nie przeszkodziło mi aby moja ferajna ruszyłą do walki. Kilku z nas zgineło od ostrzału wroga. Ale doszliśmy do walki wręcz. Wszystko by poszło dobrze bo to przecież jakies głupie ludziki. Ale w ich oczach było coś czego nie mogę wytłumaczyć jakby furia. Podobna jeden z nich został wychłostany i dzięki temu byli lepsi w walce. Niespodziewanie dostałem bełtem w bok i spadłem z drabiny straciłem przytomność. Mój sierżant przejął dowództwo i sukcesywnie pod jego dowództwem rozpoczęła się rzeźnia Ludzi. Ale gdy nas zostało 8 a ludzi tylko 4. On zarządził odwrót.
Z Gadułą ;D
Straty były niewielkie bo tylko czterech z moich podwładnych odeszło oraz wynajęty ludzki czarodziej. Ale jednym z zabitych był mój pierwszy sierżant. Myślałem że to koniec. I jeszcze wtedy ujrzałem jak na mój teren wkracza dumny Witch Hunter Kurt. Pomyślałem to moja ostatnia szansa. I ruszyłem do boju. Po kilku minutach gdy ujrzałem że walka dystansowa z mojej strony nie daje efektów a ze strony przeciwnika owszem. Ruszyłem do walki wręcz. Zaskoczenie jakie wywołała ta decyzja u przeciwnika była kluczowa w połączeniu z błogosławieństwem bogów. Przeciwnik został zasypywany lawiną ciosów której nie mógł przeżyć. Ja sam miałem zająć się Elfim Zwiadowcą i Ludzkim Kusznikiem ale coś mi nie wyszło i sam musiałem chować się przed nimi. Udało mi się zabić Kusznika a Kapitan Witch Hunterów zwołał odwrót. To było oczekiwane zwycięstwo, ono podniesie morale mojej ferajny.
Na moim terenie zaczęli kręcić się zieloni. Nie było by w tym nic złego gdyby nie to że nie byli jaszczuroludźmi. Nędzne Orki jak zwykle szukają zaczepki. Pomyślałem sobie że można ich stłuc. Plan był taki żeby wystrzelać kilku i dobić w walce. Wszystko szło dobrze spadł jeden Ork i dwa gobliny a potem strzały mojej dzielnej ferajny trafiały nie w to co powinny. Więc ruszyliśmy do walki. Widziałem jak moi towarzysze umierali, a potem ujrzałem przed sobą wielką zieloną kupę mięcha która powiedziała do mnie: „I’m Da Big Boss”. Następnie swym mieczem rozciął mi bok po czym upadłem, gdy chciałem się podnieść dostałem z pałki od goblina i straciłem przytomność.
Gdy Robin upadł wstąpiła w nas furia rzuciliśmy się z podwojoną siłą na przeciwnika kładąc na łopatki kilku z nich. Lecz banda zielonych półgłówków zrobiła to samo i gdy zostałem z trzema kumplami zarządziłem odwrót.
Z Radkiem
Gdy się obudziłem w naszej kryjówce ujrzałem że wielu z moich towarzyszy nie przeżyło bitwy z zielonymi. Sam byłem nieźle poobijany i miałem wielką bliznę na boku. Aby moja ferajna odzyskała dawną liczebność potrzebowałem złota. Miałem go tylko trochę ale miałem też sojusznika Władimira von Dominikowa. Udałem się do niego. Gdy wszedłem do jego komnaty ujrzałem że zyskał jakiegoś nowego sługę był to mały chłopiec który podobną sam zaoferował mu swoje usługi. Powiedziałem że ja teraz potrzebuje złota i jako mój sojusznik powinien mnie wspomóc. Otrzymałem złoto i wyszedłem ale to było dalej za mało. Pomyślałem że może uda mi się zrobić jakiś interes z tymi Siostrami Sigmara.
Gdy udałem się do przełożonej Sióstr w celu zrobienia interesu. Zostałem uhonorowany możliwością audiencji u ich Mistrzyni. Wysunołem zapytanie czy nie zakon nie wspomógł by mnie pożyczką z procentem. Powiedziałem że oba gangi nic do siebie nie mają więc nikt na tym nie straci. Odziwo otrzymałem złoto ale miałem szybko opuścić ich teren.
Teraz gdy moja ferajna była gotowa mogłem ruszyć do walki. Na cel obrałem sobie jakiś nędznym rycerzyków tej żałosnej Marienburg. Gdy się tam zjawiłem oczywiście oni były okopani w budynku. Co nie przeszkodziło mi aby moja ferajna ruszyłą do walki. Kilku z nas zgineło od ostrzału wroga. Ale doszliśmy do walki wręcz. Wszystko by poszło dobrze bo to przecież jakies głupie ludziki. Ale w ich oczach było coś czego nie mogę wytłumaczyć jakby furia. Podobna jeden z nich został wychłostany i dzięki temu byli lepsi w walce. Niespodziewanie dostałem bełtem w bok i spadłem z drabiny straciłem przytomność. Mój sierżant przejął dowództwo i sukcesywnie pod jego dowództwem rozpoczęła się rzeźnia Ludzi. Ale gdy nas zostało 8 a ludzi tylko 4. On zarządził odwrót.
Z Gadułą ;D
Straty były niewielkie bo tylko czterech z moich podwładnych odeszło oraz wynajęty ludzki czarodziej. Ale jednym z zabitych był mój pierwszy sierżant. Myślałem że to koniec. I jeszcze wtedy ujrzałem jak na mój teren wkracza dumny Witch Hunter Kurt. Pomyślałem to moja ostatnia szansa. I ruszyłem do boju. Po kilku minutach gdy ujrzałem że walka dystansowa z mojej strony nie daje efektów a ze strony przeciwnika owszem. Ruszyłem do walki wręcz. Zaskoczenie jakie wywołała ta decyzja u przeciwnika była kluczowa w połączeniu z błogosławieństwem bogów. Przeciwnik został zasypywany lawiną ciosów której nie mógł przeżyć. Ja sam miałem zająć się Elfim Zwiadowcą i Ludzkim Kusznikiem ale coś mi nie wyszło i sam musiałem chować się przed nimi. Udało mi się zabić Kusznika a Kapitan Witch Hunterów zwołał odwrót. To było oczekiwane zwycięstwo, ono podniesie morale mojej ferajny.